Zawsze Go nosiło. Po prostu brał plecak i jechał. Zawsze wracał. Pachniał lasem, wodą, wiatrem… Był jakby spokojniejszy, oczy mniej rozbiegane, choć ten sam błysk i światło. Na początku nic nie mówił. Milczeliśmy. Potem zaczynał pytać, słuchał, choć nie mam pewności czy słyszał – głową był nadal TAM. Zaczynał opowiadać i trwało to w nieskończoność, można było zanurzyć się w tym, jak w dobrej książce drogi. To była Jego podróż, Jego świat.
Później zaczął mnie ze sobą zabierać, na krótko. Małe wypady, wędrówki, żagle, rower… Z czasem wydłużyło się to na całe życie. I tak w pewnym momencie zaczęliśmy iść razem, choć Jego męskie wyprawy pozostały:) Dzieci nigdy nie były przeszkodą, zawsze chcieliśmy być razem. Teraz nadszedł ich wspólny czas. Serce się wyrywa, nogi silniejsze, przestrzeń wzywa. Są na to gotowi, szczególnie Ci najstarsi!
Lidka, Krysia, Teoś i Chimek są szczęściarzami, bo mają TAKIEGO TATĘ!
Dominika