Gdy droga nie zmusza do pośpiechu, lubię…

Przednia szyba to nasze okno na świat. Okno, w którym obraz zmienia się nieustannie. Lubię ten moment, kiedy wszyscy wsiadamy do samochodu; kiedy każdy zapina pasy.

Podróżujemy konsumując kolejne skrawki przestrzeni. Nic nie jest wówczas stałe. Wszystko staje się naszym udziałem tylko przez chwilę. Przemierzamy kolejne kilometry, mijając wszystko to, do czego często nie będzie już powrotu.

Zmieniają się widoki, mijamy kolejne drzewa, pola, przystanki autobusowe, kościoły, domy… Skupiamy uwagę głównie na tych drewnianych. Mijamy ludzi, zastanawiamy się co robią, jak żyje im się tam, gdzie ich spotkaliśmy. GPS pokazuje odległość do celu. Licznik skrzętnie mierzy odległość.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Jesteśmy razem w małej zamkniętej przestrzeni. Każdy spogląda przez swoje okno. Czasem słuchamy rozmów dzieci, często wyczekujemy kiedy wszyscy, albo choć większość, zaśnie. Każdy z nas patrzy na świat za oknem ze swojej perspektywy. Tego, co zostało za nim lub tego, co zobaczy za kolejnym zakrętem.

Spośród wielu dróg lubimy wybierać te boczne. Bez autostradowych bramek, ekranów, które przysłaniają wszystko, co zostało po prawej i lewej stronie.

Takich dróg jest więcej na wschodzie.

Czasem udaje nam się zatrzymać, nie tylko dlatego, że dzieciom należy się przerwa.

Przerwy dają oddech, pozwalają skupić uwagę na tym, co tu i teraz. Pozwalają poznać przestrzeń lepiej, poczuć jej smak, temperaturę, której nie oszukuje klimatyzacja.

Krótkie postoje pozostawiają pragnienie powrotu do nich. Rozbudzają głód poznania.

Staramy się z Dominiką, aby trudy pakowania nigdy nie przysłaniały radości wyjazdu. Nawet jeśli wyjeżdżamy na trzy dni zawsze zabieramy zapasowe buty. Razem z kapciami – butów w samochodzie mamy wówczas ponad 20 par. Bagażnik za każdym razem wydaje się za mały.

Czasem, kiedy podróżujemy w niedzielę, w podróż udaje nam się wpleść niedzielną mszę. Pośród życzliwych spojrzeń człowiek czuje się obcy. Wydaje nam się, że to siła lokalnej wspólnoty. Siła, którą być może czują tylko zamiejscowi.

Małe przydrożne sklepy mają swój wielki urok. Ten zapach świeżego chleba… I to spojrzenie ekspedientki, która wie, że jesteśmy tu tylko na chwilę. Zna twarze, głosy tych, którzy odwiedzają ją codziennie. Być może nasze oczy nigdy więcej już się nie spotkają.

W takich sklepach często kupić można to, czego nie kupuje się na co dzień. W warszawskich sklepach osiedlowych brakuje emaliowanych durszlaków, lepów na muchy, łapek na myszy, ciepłych lodów, czy biżuterii.

Lubię spoglądać podczas jazdy w lusterko wsteczne. Aparat fotograficzny kładę zawsze przytroczony do dźwigni hamulca ręcznego. Czasem nagrywam drogi, które należą do moich ulubionych. Wracam do nich zazwyczaj sam, jesienią i zimą – kiedy szans na wspólne wyjazdy jest trochę mniej.

Krosno – Dukla, Komańcza – Palota, Łochów – Szumin, Duszatyn – Smolnik.

Lubię, gdy droga nie zmusza nas do pośpiechu. Kiedy można po prostu leniwie jechać. Więcej można wówczas zobaczyć, dojrzeć. Lubię, kiedy widzimy podobnie, kiedy mamy wspólne spostrzeżenia. To duch naszej rodzinnej tożsamości.

Im dalej w las

Filip

PS. Tato, daleko jeszcze?

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: