„Hej, ku górom!”

Bieszczadzkie połoniny oglądałem wielokrotnie. Doświadczyłem na nich każdej pory roku, tłumów, samotności, bliskich spotkań z bieszczadzką zwierzyną. Odbyłem ciekawe rozmowy z towarzyszami wędrówek, a na rozgrzewkę – pamiętam – wypijałem kilka kieliszków, jeszcze z Lutkiem Pińczukiem, w czasie, kiedy pełnił swoją misję na szczycie.
Od połonin rozpocząłem pokazywanie bieszczadzkiej krainy Dominice.
Odkąd pamiętam marzyło mi się, żeby przenocować na szczycie. Od narodzin Lidzi, czekałem z tym na moment, kiedy będziemy w stanie zrobić to razem. Po raz pierwszy w jej i moim życiu.
Jako czterolatka udowodniła mi, że jest w stanie wejść na Połoninę Wetlińską o własnych siłach, w czasie krótszym niż wskazany na mapach i w przewodnikach.
W jej pierwszej wędrówce mocno motywowała ją możliwość spotkania z Misiem o małym rozumku, Kubusiem. Schronisko na połoninie nazywane jest bowiem przez turystów Chatką Puchatka.
Czekaliśmy, aż będzie gotowa. Tak, aby pierwsze nocne doświadczenie gór nosiło znamię wielkiej przygody, osobistego odkrycia ich tajemnicy, ale było wolne od jakiegokolwiek strachu. Kiedy miała pięć lat podjęliśmy z Dominiką decyzje, że właściwy czas nadszedł.
Dzień był słoneczny i ciepły. Po obiedzie wyniosłem stary studencki plecak Dominiki przed dom w Komańczy. Zaczęliśmy pakować śpiwory, pidżamy, kurtki przeciwdeszczowe, zapasowe buty, karimaty, prowiant na drogę, termosy z kawą i herbatą. Pojemność plecaka wydawała się mała.
Każdy z nas zabrał swoje kije trekkingowe, swój aparat fotograficzny, własne wyobrażenia o tej wyprawie.
Ruszyliśmy około godziny piętnastej. Dominika z Krysią i Teosiem zostali w domu. Oczy Lidki były większe niż zazwyczaj, usiadła w samochodzie wyjątkowo z przodu.
Zadawała wiele pytań, była ciekawa. Starałem się odwrócić jej uwagę. W Cisnej zabraliśmy starsze małżeństwo „na stopa”. Byli zdziwieni, kiedy Lidzia zdradziła im, gdzie planujemy spędzić noc. W jej oczach dostrzegłem, że jest z tego bardzo dumna.
Do celu dotarliśmy od strony Przełęczy Wyżnej, zgodnie z planem, chwilę przed zachodem słońca. Po drodze spotykaliśmy jedynie schodzących z góry, którzy życzliwie nas pozdrawiali. Pogoda była bardzo łaskawa.
Dostaliśmy wspólną koję. Kolację zjedliśmy na dworze. Ruszyliśmy spacerem ku Przełęczy Orłowicza. Zrobiliśmy wiele zdjęć. Po drodze podszedł do nas chłopak, który zaproponował, że może zrobić nam kilka wspólnych. Marzyłem o takich…

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Słońce zachodziło powoli, a Lidka nie chciała wracać do schroniska. Tej nocy pierwszy raz zobaczyła Drogę Mleczną. Pamiętam ten moment, tak samo dobrze, jak chwilę kiedy wiozłem ją w 2010 roku ze szpitala na Karowej do domu.
Długo nie mogłem zasnąć. Pogoda zaczęła się zmieniać, coraz mocniej wiało.
Lidka wstała przed szóstą. Zjedliśmy szybkie śniadanie. Kawa w termosie była jeszcze ciepła. Pomimo wiatru nie chciała schodzić tą samą drogą, ruszyliśmy w stronę Brzegów Górnych. Z Berehów do Przełęczy Wyżnej jechaliśmy stopem.
Drugie śniadanie zjedliśmy w Schronisku pod Wysoką Połoniną. Kakao serwował Niedźwiedź – senior rodziny Ostrowskich. Kiedy wychodziliśmy zawołał Lidkę i życzliwie krzyknął: Hej, ku górom!
Im dalej w las…
Filip
P.S. Ta noc mocno odmieniła nasze relacje. Nasza przyjaźń została umocniona pięknym doświadczeniem. Dzięki Ci, za to pozdrowienie Piotrze!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: