Moja miłość do Jaślisk, małej miejscowości w Beskidzie Niskim, zaczęła się dokładnie dziesięć lat temu w jednym z warszawskich kin. W tym samym roku zostaliśmy z Dominiką małżeństwem. Nie jestem w stanie policzyć, ile razy obejrzałem Wino truskawkowe Dariusza Jabłońskiego, ile razy przeczytałem, będące podstawą adaptacji filmowej, Opowieści galicyjskie Andrzeja Stasiuka.
Lubię wracać do tych obrazów, tak samo, jak lubię wysiadać z samochodu na rynku w Jaśliskach, wypatrując życzliwej twarzy Pawła, który całe dnie przesiaduje przed tamtejszym sklepem.
Droga do Jaślisk od Tylawy ma swój urok: wzniesienia, zakręty, szerokie pejzaże, oddalający się oddech granicy w Barwinku. Tak samo, jak swój urok mają Jaśliska: jasna wieża kościoła z cudownym obrazem Matki Bożej Jasielskiej, przystanek autobusowy, rynek, punkt apteczny, sklep wielobranżowy, drewniana zabudowa, dawny trakt węgierski…
Niedaleko stąd do Rymanowa – kurortu Beskidu – skąd przywieźliśmy z Lidzią naszą kocicę (o wdzięcznym imieniu Nawałnica).
Jaśliska zawsze pachniały dla nas chlebem. Piekarnia usytuowana w centralnym punkcie, hałda węgla przed wejściem, ciepło bijące od budynku, dym unoszący się z komina. Małe okienko, w którym, w chmurze mąki, dostrzec można równo poukładane bochenki. Tak to pamiętam.
Wycieczki do Jaślisk zazwyczaj odbywamy późnym popołudniem. Spacerujemy w promieniach zachodzącego słońca, zwykle trzymając w dłoniach ciepłe, świeżo wypieczone bochenki. Dzielimy je z Dominiką, między wyciągnięte dłonie naszych dzieci.
Moment, w którym one same zaczynają dzielić się chlebem bardzo nas wzrusza.
Chleb w Jaśliskach smakuje inaczej. Wydaje nam się, że ten smak naznaczony jest tajemnicą wypowiadanej przez wielu modlitwy: Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. Tajemnicą, której poznanie coraz bardziej tracimy.
Marzę o tym, aby nasze dzieci wśród wielości życiowych doświadczeń, chciały poznać właśnie tę tajemnicę. Uległy magii dzielenia. Na całe życie zapamiętały smak, ale i głód za chlebem powszednim.
Poszukując nowych aromatów, posmaku rodzynek, suszonych śliwek, ziaren słonecznika – łatwo zatracić właśnie tę prostą tęsknotę.
W niedzielny wieczór w naszym domu zabrakło chleba. Trzeba było założyć buty, przełamać lenistwo, wyruszyć na poszukiwania. W pobliskim sklepie, na półkach znalazłem siedem zaparowanych worków, wypełnionych krojonym chlebem. W wyobraźni wróciła tęsknota za zapachem Jaślisk.
Im dalej w las…
Filip
P.S. Zawsze zastanawiałem się dlaczego ludzie kupują krojony chleb.